Newsletter

USLUGIWALEM ESESMANOM W AUSCHWITZ

Autor: Seweryn Jozef
ISBN: 978-83-65902-06-1
Oprawa: Twarda
Rok: 2017
Strony: 372
Wydawnictwo: Mireki
Price: $25.95  15% off $22.06
add to cart

Moi esesmani chętnie plotkowali. Przypomniała im się sprawa kradzieży walizek. Breitwieser, rozmawiając z Claussenem, zastanawiał się, czy Boger i Palitzsch nie maczali w tym palców. Ja, oczywiście, milczałem. Byłem jednak przekonany, że Boger musiał już wówczas zabrać walizy i schować je w bezpieczniejszym miejscu poza obozem. Palitzsch bowiem doprosił się przyjęcia go przez Hössa. Co mówił – nikt nie wiedział. Może prawdę? Na pewno błagał o pomoc. Ale Höss był bezradny, bo sam wpadł w pułapkę – urodziwa więźniarka Eleonora Hodys, Włoszka, której babka była Żydówką, zaszła w ciążę. Sęk w tym, że przez wiele miesięcy usługiwała w domu Hössa. Może ją nawet zgwałcił? Należała do sekty Badaczy Pisma Świętego, które wiernym narzuca ostre reguły życia. Gestapo nie miało wątpliwości, że winien był komendant. Gospodarstwem Hössów zajmował się więzień nazwiskiem Dubiel. Dbał o ogród, palił zimą w piecach, pobierał mięso na kartki, a z magazynów żywnościowych dla wyższych oficerów delikatesy: czekoladę, sardynki, francuskie koniaki, szampańskie wina. Był sprytny i dlatego Höss go potrzebował. Kiedy gestapo przesłuchiwało Dubiela, aby ustalić, kto romansował z Hodysówną, Höss kazał to robić u siebie, w jego obecności.

Dubiel przynosił do nas dwa razy w tygodniu bieliznę. Znałem go dobrze. Ustaliliśmy nawet, jak mamy odpowiadać, gdyby nas gestapowcy pytali, o czym rozmawiamy. Podczas przesłuchań twierdził, że o niczym nie wie. Nie miał jednak żadnych wątpliwości, że Höss brał do łóżka Eleonorę. Powiedział mi: „Kiedy Hössowa wyjechała z dziećmi do Reichu, Höss zamykał się z Włoszką w sypialni”.

Więźniów i więźniarki do obsługi domów obozowych dygnitarzy wybierał Palitzsch. To jego wybór padł zarówno na Dubiela, jak i Hodysównę. Dubiel miał wyrok śmierci, a Höss był przekonany, że we właściwym czasie wyrok ten zostanie wykonany. Nie wiem, jak to się stało, ale Dubiel przeżył Oświęcim.

Atmosfera w dowództwie była coraz gorsza. Höss od dawna nie cierpiał Grabnera, szefa Politische Abteilung, który w cywilu był robotnikiem wiejskim. Niektórzy esesmani określali go po prostu: parobek. Starał się on szkodzić Hössowi oficjalnie i nieoficjalnie. Kilka razy alarmował berlińskie dowództwo, że w obozie dzieje się źle z winy komendanta. Jedne komisje, po mozolnym śledztwie odjeżdżały do stolicy Reichu, inne przyjeżdżały. Likwidowano świadków. Hodysównę, mimo ciąży, rozstrzelano na 11. bloku. Krzyżowały się oskarżenia o kradzieże mienia pożydowskiego, gwałcenie więźniarek.

To, że esesmani, oczywiście, oficerowie i prominentni podoficerowie, bogacili się, było widoczne w czasie różnych obozowych obchodów. Pamiętam rocznicę urodzin Hitlera. Pomagałem kelnerom. Esesmani w mundurach z najlepszego sukna, w drogich oficerskich butach na nogach, z luksusowymi zegarkami i sygnetami na rękach. Ich żony w pięknych toaletach, obwieszone biżuterią. Słyszałem w moim biurze, że Grabner wysyłał do Berlina zdjęcia z owych uroczystości, aby uwiarygodnić swoje donosy.

Höss został odwołany. 11 listopada 1943 roku przybył nowy komendant Obersturmbannführer Artur Liebechenschel. Grabnera najpierw przeniesiono do Katowic, potem oskarżono o łamanie przepisów i lekceważenie poleceń. Został ukarany przez sąd specjalny. Z pewnością przysłużył mu się Höss, urzędujący teraz w Berlinie. Palitzsch tymczasem posiedział trochę w Matzkau, następnie zgłosił się do karnego batalionu dowodzonego przez osławionego Dirlewangera. Napłynęły do naszego biura wieści, że podczas wyzwalania Węgier przez armię radziecką zginął w którejś z bitew. Podobno zginął. Spotkałem bowiem w 1975 roku w Stanach Zjednoczonych oświęcimską więźniarkę Irenę Anisównę, która zaklinała się na wszystkie świętości, że widziała go w Nowym Jorku. Ten szczupły, średniego wzrostu mężczyzna, z kolanami nieco do siebie (mówi się o takim, że ma iksa), o blond włosach, z nienagannym przedziałkiem nad wyblakłą, prawie kobiecą, pełną krost twarzą o regularnych rysach, dla więźniów nie był człowiekiem. Był dla nas jednym wielkim strachem, widmem, które pojawia się w chwilach depresji.